woda

Wieczorem poszłam z K. nad strumyk.
Rozmawiałyśmy. Lekko, przyjemnie, o sprawach nie błahych, ani trudnych.
Kroki tworzyły harmonię z dźwiękiem głosów i cieniami drzew, tańczącymi po ziemi.
Nigdy do tej pory nie byłam nad naszym strumykiem w ciemności.
Brzozowa alejka wyglądała bajkowo, jak zawsze.
Woda śpiewała cicho, była ciemna i niosła wieść zapisaną na liściach: jesień w pełni.
To był bardzo miły spacer na dobranoc.

Wcześniej było 'babskie' spotkanie biblijno-dyskusyjne.
Radośnie mi, widząc każdą obecną twarz i budując zaufanie, zagłębiając się w kwestie ducha.
Czuję się tam na miejscu i wiem, że nie jest to czas zmarnowany.
Już myślę o kolejnej sobocie i zastanawiam się, kto przyjdzie.

W piątek kupiłam różę. W kolorze tak bardzo różowym, jaki tylko na róży wygląda ślicznie. Idealne, nieskazitelne płatki, listki bez zadrapania, chlorofil pięknie kontrastujący z okwiatem... Nie ma kolców ani nie pachnie, nawet głaskana i trzymana w cieple, gładzona ustami.
Jest jak zwykła, próżna róża. Płytka, nie mająca wiele do zaoferowania.
Cieszy oko.
To jej główna funkcja.
Poza tym, ta konkretna kwiecina miała wtedy jeszcze jedną funkcję.
Na przystanku podszedł do mnie pan Murzyn w kaszkiecie i zagadał prawie płynnie po polsku:
"Ładny kwiatek"
Uśmiechnęłam się, podziękowałam.
"Ile kosztował?"
Zdziwiona lekko odpowiedziałam, załączając ton, że liczyłam na niższą cenę.
"To tanio"
Przechyliłam głowę, wyrażając niepewność.
"Ty też jesteś ładna."
Uśmiechnęłam się, podziękowałam ponownie. Wpuścił mnie przodem do autobusu, zakończyłam kontakt wzrokowy, a on uprzejmie nie napraszał się.
To było dziwne, jak teraz myślę. Nie wiem, jakie miał intencje. Nie zdziwiłam się jednak na bieżąco, coraz mniej rzeczy mnie dziwi. Uśmiechnęłam się, dostałam komplement a z nim trochę pozytywnej energii. Poszłam dalej.

W czwartek byłam na spotkaniu z państwem P. i M. Kurzajewskimi w ramach Akademii Miłości. To było takie inspirujące! Ci ludzie żyjący aktywnie, znani publicznie, obracający się w środowisku medialnym są tacy... Dobrzy.
Są wierni sobie i wspólnym wartościom, spełniają się w pracy i w rodzinie, umieją mówić o sobie i być zachętą dla innych. Są pełni radości i otwartości, autentyczni mimo wyszkolonego języka i sposobu wypowiadania się.
Aż chce się być jak oni, znać swoje cele i realizować je w zgodzie z sumieniem i przekonaniami.
Myślę, że to kwestia młodości, ta niepełna pewność własnych poglądów.
Teraz jest czas, by się zastanowić i upewnić, co się chce dać temu światu i czego oczekuje się od niego.

Przed spotkaniem zaś znów byłam w pracy. Znów ludzie podchodzili pytając mnie, gdzie mogą znaleźć różne rzeczy.
Nauczyłam się już mnóstwa sposobów, jak uprzejmie i serdecznie odpowiadać, że nie mam bladego pojęcia o co im chodzi. Początkowo było mi niemal smutno z powodu niewiedzy. Teraz z brakiem informacji staram się podarować choć uśmiech i uprzejmość, o które nie tak łatwo w dzisiejszym świecie (choć w sklepie to akurat względnie częste, poniekąd "nasz klient - nasz pan").
Pomyślałam ostatnio, że trochę szkoda, że to duży market i zadając proste pytanie nikt nie jest nastawiony na ucięcie pogawędki. Miło byłoby czasem usłyszeć pytania o drogę, którą znam. Wspaniale byłoby móc odpowiedzieć ze świadomością, że udzielona wskazówka ma znaczenie.

Cóż łączy powyższe akapity?
Woda.
Słowa, pytania, odpowiedzi, emocje i zastanowienia są jak woda.
Całe życie jest jak płynąca rzeka.
Ten nurt, ten dźwięczny szept wołający, by się zanurzyć i zastanowić, ten niepowtarzalny rodzaj dotyku i wyporność...

Jan. 7:37-39
A w ostatnim, wielkim dniu święta stanął Jezus i głośno zawołał: Jeśli kto pragnie, niech przyjdzie do mnie i pije.
Kto wierzy we mnie, jak powiada Pismo, z wnętrza jego popłyną rzeki wody żywej.
A to mówił o Duchu, którego mieli otrzymać ci, którzy w niego uwierzyli; albowiem Duch Święty nie był jeszcze dany, gdyż Jezus nie był jeszcze uwielbiony.
(BW)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz