zimowy czas

Szłam dziś do domu, właściwie przed chwilą. Na środku ulicy siedziała puszysta kotka. Ujrzawszy mnie z daleka zaczęła miauczeć.

Podeszłam. Popatrzyła na mnie dużymi oczami. Powiedziałam jej, by zeszła ze środka, bo to przecież niebezpieczne. Przesunęła się do krawężnika i odprowadziła mnie spojrzeniem.

Po policzku spłynęło mi kilka łez.


Każdy kot miauczy inaczej, mruczy inaczej, rusza się odmiennie.

Moja kotka dała mi się dobrze poznać przez prawie dziewięć lat.

Większość nocy w tym czasie spędziłyśmy pod jedną kołdrą, spała na moim brzuchu i pocieszała mnie swoją niezmienną obecnością zawsze, gdy czułam się sama lub smutna.

Cicho budziła mnie w nocy, gdy coś chciała, czy to dotykając łapką ust lub powiek, czy wąchając namiętnie mój nos. Słyszałam jej zawsze przydługi pazurek u tylnej łapy, gdy stukał o podłogę w rytm kroków.


Jednak ona już nie stąpa cichutko po nocy.

Czasem zdaje mi się, że przemknie jej cień, ale to tylko złudzenia.

Przedwczoraj miauknęła po raz ostatni.


Nie moja to rzecz, wiedzieć co się dzieje z kocim tchnieniem, gdy wyfrunie z pyszczka, by już nie wrócić do puchatego ciała.

Dziękuję tylko Bogu, że obdarzył nas wrażliwością na życie. Że dzięki temu możemy mieć towarzyszy w tych maleńkich. Bo wbrew pozorom, to bardzo wiele, mieć się do kogo przytulić, móc posłuchać oddechu i bicia serca, stworzyć więź wzajemnej przynależności.

A od zwierzęcia przecież nigdy nie otrzymamy rany, jeśli wykażemy choć odrobinę zrozumienia dla jego natury.


Smutek..

Słono-gorzki smak.

A życie płynie dalej, mróz za oknem..

Początek lutego

Pustki w ostatnich miesiącach odzwierciedlają, jak wiele mam na głowie.
Studiuje mi się nieźle na dwóch kierunkach dziennych i czasu starcza na styk jeszcze po trochu dla ludzi, którzy o niego się dopominają w taki czy inny sposób.
Prowadzenie rozważań tu zeszło na dalszy plan.
Dziś jednak jestem po przedostatnim egzaminie, z 9 w ciągu dwóch tygodni, został tylko jeden ustny, raczej formalność.
To nie tak, że ferie już, czy brak innych zajęć. Raczej ogromna ochota podzielenia się anegdotką egzaminu z matematyki, którego perspektywa spędzała mi sen z powiek i byłam niemal pewna, że nie zdam i dojdę do nerwicy.

Niedziela wieczór. Wiem, że powinnam przynajmniej trochę się pouczyć, ale na słowo matematyka oczy same mi się zamykają, wolę nie myśleć.

Poniedziałek. Wracam do domu przed 19 i tylko gorycz wspomnień z traumą matematyczną z liceum ogarnia moje myśli, wyżalam się wszystkim i rozważam dezercję z egzaminu, skoro nawet przypadkiem mam zwolnienie lekarskie. Godzinę spędzam rozmawiając z Vi i z moją Dużą Siostrą, jakoś lżej się robi.
Werdykt prosty: spać, niech się dzieje co chce.

Wtorek. Oczywiście nie wstałam wcześniej, lenistwo i niechęć do życia urosły do absurdalnych rozmiarów. Na egzamin poszłam, prawie się spóźniłam.
Rozwiązałam połowę zadań, bez żadnej pewności, czy dobrze. Wyszłam z głupim wrażeniem, że nawet nie mogę mieć pewności, że będę poprawiać tym razem, bo jakiś cień szansy na zaliczenie przecież jest.
Odwiedziłam chorowitka, usiadłam na łóżku i gdy wyszedł i zamknął drzwi - rozpłakałam się milcząco. Paskud znów miał intuicję, więc po sekundzie był już znów przy mnie, pocieszając. A chciałam sobie pokapać sama, heh.
Po południu miała być druga część, ustna. Nie przygotowałam się zanadto, myśląc że to już nie ma znaczenia. Przyjechałam na miejsce i po drodze przeczytałam temat, który miałam prezentować. Gdy stałam w kolejce (ponad godzinę), przypomniano mi, że pani lubi wierszyki i wszelkie przejawy artystycznej kreatywności.
Wzięłam zatem ołówek do ręki, chwyciłam melodię, krążącą po głowie od paru dni i ułożyłam piosenkę o asymptocie, a co mi tam, może zdam.

Nastąpił moment kulminacyjny dnia wczorajszego.

Weszłam, zaśpiewałam.
Usłyszałam wzdychający zachwyt i obsypano mnie workiem komplementów.
"Odpowiedziała pani śpiewająco".
W indeksie 5.

Praca pisemna nie została nawet zlokalizowana (zwykle przeglądana jest przy odpowiadającym).
Matematyki koniec na studiach mych inżynierskich, ja nadal nie mam zielonego (ani szarego) pojęcia o pochodnych i całkach a i funkcje nie całkiem ogarniam.
Piątka w indeksie jest.
Bo studia, proszę państwa, to bardzo poważna rzecz.