Co my tu mamy? Kuchenne improwizacje odc. 1.

Spotkanie z bakłażanem.

W Kazimierzu Dolnym jest restauracja, której nie umiem ominąć. "U Fryzjera" można najeść się do syta potrawami z tradycji żydowskiej i nie tylko.
Jednym ze specjałów odkrytym przeze mnie ostatnio była sałatka z bakłażana.
Próbowałam ją odtworzyć i wyszło mi nieźle, domyślam się też co powinnam następnym razem poprawić.
Niesamowitość sałatki polega na dwóch rzeczach:
- jest na prawdę prosta w przygotowaniu
- w smaku i konsystencji przypomina smakowite śledzie na biało

Bakłażana należy obrać, pokroić w spora kostkę, osolić i posypać pieprzem, wrzucić na rozgrzaną oliwę. Przesmażyć lekko, potem dusić pod przykryciem na małym ogniu aż zmięknie i skurczy się o jakąś 1/3 objętości, byle nie rozmiękł za bardzo.
Właściwie to zanim się wrzuci bakłażana należałoby w owej oliwie lekko podsmażyć ząbek lub dwa czosnku.
Zaduszone warzywo sobie stygnie, w międzyczasie kroimy cebulę na cienkie półplasterki. Żeby uniknąć cebulowego tchnienia można pokrojoną włożyć do miseczki i na minutę zalać wrzącą wodą a potem odsączyć.
Ostatnim składnikiem jest sos majonezowy. Użyłam 3 czubatych łyżek majonezu i 2 łyżek jogurtu naturalnego. Do tego sporo pieprzu.
Całość wymieszać, podawać schłodzoną.
Nie trzeba się bać przypraw, ja użyłam samego pieprzu i soli ale w dużej ilości, fioletowy ludek jet mało wyrazisty.

Tak.
To było na Sylwestra.
A dziś wróciłam do domu głodna i otworzyłam lodówkę szukając "czegoś".
Znalazłam jeszcze jednego bakłażana (się nie zmieścił ostatnio do miski na trzeciego), odrobinę boczku w kawałeczkach i pół cebuli.
Przesmażyłam, dusiłam chyba 20 minut. Skleciłam sos z majonezu, śmietany tym razem, sporej ilości pieprzu i wyciśniętego grubego plastra cytryny.
Pochłonęłam na ciepło nim kot Aspar się zorientował.
Wyglądało mało ciekawie, smakowało wybornie. Jedynie zwiększyłabym ilość boczku i cebuli.
Czyli jak się chce, można bez problemu bakłażana zjeść w pojedynkę.

Pewnie przez niedomiar boczku pochłonęłam niedużo później prawie całą tabliczkę czekolady i trzy garści bakalii... Albo to przez ten mróz.

Improwizacje z bakłażanem uznaję za udane.
Na prawdę ciekawe warzywo.
Sporo czasu początkowo zajęło mi nieprzyzwoite macanie pana bakłażana, nie da się go porównać do niczego innego.

Polecam!

Śnieg roku 2012

Jest w końcu biało.
Kalendarz wciąż trzyma znacznik na Wigilii.
Czyli jak chciałam: białe Święta.
Dziwny był to rok...

Z nowym rokiem przypomniało mi się, że można by porozmyślać, pobiegać palcami po klawiaturze.

Z względnie dzielnych rzeczy oddałam wczoraj krew. Dopiero, gdy zostałam osobiście poproszona, zdecydowałam się nie odkładać na później. Teraz postaram się częściej pamiętać, pierwszy raz przeżyłam nieźle i osiem tabliczek czekolady całkowicie mi zrekompensowało wszelki dyskomfort.

A z chwil szczęśliwych byłam w niedzielę w SCh Północ. Po obu stronach miałam dwóch najbliższych mi mężczyzn, których głos w śpiewie brzmi cudnie. Jest coś niesamowitego, gdy brzmienie głosów tylu ludzi w jednym miejscu zlewa się w jedno harmonijne "Alleluja!"...