Destylat pierwszych dni A.D.2010

Człowiek o uśmiechu Kota z Cheshire lubi się przytulać, mimo że cierpi na stany lękowe.
Pani w obuwniczym przekonuje, że wędrówka dusz ma coś wspólnego z kręgosłupem lędźwiowym i haluksami a poza tym że w każdym systemie filozoficznym czy religijnym można znaleźć coś dla siebie.
Ludzie na uczelni witają się ze mną i rozmawiają i umawiają w różnych sprawach, mimo że nie mam pojęcia, kim są, jak się nazywają.
Na zatłoczonym placu pan z paletą bułek zatrzymuje mnie i prosi o otworzenie bagażnika, który sam się zamyka.
To rzeczywistość.

A wyobraźnia?

Znów mam marzenia. To niesamowite. Na prawdę nie jest łatwo nauczyć się marzyć, nauczyć się chcieć, pragnąć i preferować. Długo trwał u mnie ten proces reedukacji i moge ostatecznie powiedzieć: umiem.
Już nie bazuję na tym, co „ktoś” zasugerował, nie opieram się na żadnym „kimś” jako uosobieniu marzeń, nie patrzę z perspektywy braku i tęsknoty za tym, czego nie mam.
Marzenia uniezależniły się we mnie od wszystkich ww. czynników.
Przychodzą już same, takie proste, niezawisłe i niewinne.
Spontaniczne, niezobowiązujące, ale prawdopodobne.
Budzę się rano i pamiętając kawałek snu myślę, że byłoby wspaniale tak, jak w nim i że może to się zdarzy.
Wiecie, posiadanie marzeń jest pierwszym i niezbędnym krokiem do ich spełnienia.
Doświadczam tego ostatnio intensywnie.
Gdy wiesz, czego pragniesz z czystego serca, możesz prosić o to Najwyższego.
A wtedy On może Ci to dać.
Tym sposobem otrzymałam już wiele w tym roku, więcej, niż się spodziewałam, prosząc gorliwie i szczerze. Dużo by pisać, chodzi głównie o moje własne samopoczucie duchowo-emocjonalne i relacje z innymi.
A wczoraj moje marzenia poszły znów na przód: dostałam pracę w US.
Zatem w najbliższe wakacje spełni się jedno z pierwszych marzeń, które udało mi się sformułować po czasie ciemności wewnętrznych i „rewalidacji”.

Nie bój się marzyć.
Nie lękaj się z całego serca chcieć.
Nie zakładaj porażki.
Ułóż w słowa swoje najgłębsze pragnienia.
Proś, a On usłyszy i w swoim czasie będzie Ci dane.

Ufaj.

Zamiast ćwiczeń z socjologii

Kolejka.
Ludzie, dużo, jeden za drugim.
Ogonek.
Do czegoś, po coś.
Czekanie.
Cel.
Stanie.
Queue - jedno z zabawniejszych słów w języku angielskim.

Jeszcze kilkanaście i -dziesiąt lat temu była to jedna z pozytywniejszych i lepiej działających form interakcji społecznych. Ćwiczono na jej przykładzie umowy słowne, pozyskiwanie informacji i radzenie sobie w sytuacjach konfliktowych. Spotykały się tam rodziny i zacieśniały się więzi sąsiedzkie. Jedni czytali książki stojąc, inni wymieniali różnorodne informacje. Kształtowała się siatka komunikacyjna i specyficzne zaufanie. Zawierano i pielęgnowano tam znajomości, spędzano ogółem dużo czasu.
Wszystko we wspólnym choć indywidualnym celu zaspokojenia podstawowych potrzeb.
To była odrębna, żyjąca przestrzeń.

Dziś mijałam długą kolejkę.
Pasaż metra Centrum.
Punkt obsługi klienta ztm czy coś w tym guście.
To nie było już to zjawisko.
Ogonek równy, jak się patrzy. Pod ścianą, by nie zagradzać przejścia.
Ale ludzie?
Nikt z nikim nie rozmawia. W ogóle.
Nikt nie trzyma w rękach książki, gazety ani czegokolwiek.
Nikt nie obserwuje nawet innych, nie przygląda się ludziom w dole, na stacji, wsiadającym i wysiadającym do pociągu.
Każdy zamknięty w swojej wąskiej strefie prywatnej.
Wzrok nieobecny, obojętny na otoczenie, utkwiony w ścianie lub suficie.
Każdy w swoich sprawach, zabija czas planując bez końca bądź nie myśląc wcale.
Słychać tylko kroki i wizg hamujących i ruszających kół na torach.

Gdzie jest społeczeństwo?
Czy została tylko szara masa humanoidów o zewnętrznych cechach homo sapiens?

myśl dnia dzisiejszego: to nie tak, że Pan nie słucha i nie mówi. to my nie słyszymy, bo nie chcemy i krzyczymy nie w tym kierunku.