Kraków po raz czwarty i śpiew po długiej przerwie

To był wspaniały weekend.
Odpoczęłam w ciele, duszy i duchu.
Dawna stolica Polski ma w sobie coś magicznego.
Co to jest to coś, co powoduje, że czuję się tam jak u siebie?
Tym razem w powietrzu wisiała mgła a z nieba siąpiła woda.
Ludzie tłoczyli się tak, jak to mają w zwyczaju, ale inaczej, niż we współczesnej stolicy.
Tym razem poznałam Kraków od nowej strony - ludzi.
Wraz z JF zatrzymaliśmy się w zborze KChB i tam właśnie spędziliśmy większość czasu.
Rozmowy, społeczność trwały nieprzerwanie, pośród muzyki, herbaty, nabożeństwa i wspólnego obiadu. Tak niezmiernie krótko! Tak szybko trzeba było wracać...
Nigdy nie doświadczyłam jak to jest: przyjechać z daleka na spotkanie rodzinne, by obchodzić wspólnie święto. Aż do minionej soboty.
Rodzinnie świętowaliśmy narodziny duchowe nowych sióstr i brata.
Zostałam nasycona radością i tak wielkim ciepłem.
Trudno aż to opisać.
Uświadomiłam sobie, że moje marzenie o posiadaniu rodziny większej, niż na palcach można szybko zliczyć, zostało spełnione już dawno, gdy sama dołączyłam do dzieci Najwyższego.
Dużo się uśmiechałam, tak z serca.
I jestem pełna wdzięczności do Pana, że odpowiada na modlitwy i potwierdza, że to co słyszę w sercu, to Jego słowa.
Takie to wszystko niezwykłe, takie radosne.
Najadłam się spokoju i ufności.
Już się zastanawiam kiedy znów będzie okazja, by tam wrócić.

Wczoraj natomiast nasyciłam kolejną cząstkę swojej duszy.
Praktycznie dopiero co poznawszy pewną istotkę z uczelni, pojechałam z nią hen, gdzie ledwo wkd dojeżdża i poszłyśmy na próbę chóru.
Listopad to już czas kolęd. Dobrze to pamiętam, przez 7lat mojego życia było to tak oczywiste jak pory roku.
Znów trudno opisać tę gamę emocji, która zabrzmiała we mnie.
Poczułam się jak kiedyś, w tkaninie młodych, dziewczęcych głosów.
Przypomniało mi się, jak grało niegdyś moje niewinne, dziecięce serce.
Zapragnęłam obudzić w sobie tę część mnie, która gdzieś na przestrzeni czasu została stłamszona przez smutki i poczucie beznadziei.
Zapragnęłam znów stać się jak dziecko.

Ufne, radosne, prostoduszne dziecko.
W wierze i w muzyce.
Czy jest to wykonalne, by taką być?
Czy w ogóle da się wyzbyć otępienia i goryczy z duszy i przetrwać w tym świecie?
Zestaw cech dziecinnych jest potencjałem, czy raczej materiałem do albumu ze zdjęciami?
Pytanie podstawowe powinno raczej brzmieć: czego na prawdę chcę?
Już prawie, prawie wiem.

1 Piotr. 5:7
Wszelką troskę swoją złóżcie na niego, gdyż On ma o was staranie
(BW)

1 komentarz:

  1. Bardzo się cieszę że mogłaś przyjechać w nasze strony! Tak, to prawda, rodzina nasza jest większa niż jakakolwiek ziemska rodzina... Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń