Jesień

Pomyślałam: była kiedyś taka skórzana teczka, taka po babci czy coś. Mogłabym ją znaleźć i nosić zamiast torby. Była ciężka sama w sobie, ale nie szkodzi.
Znalazłam.
W środku było kilka zwiniętych stron z wyborczej z września 2005.
Myśli pobiegły za pytaniem: co to był za czas?
Sporo odpowiedzi w głowie powstało, nie warto ich przytaczać.
W końcu doszłam jeszcze do jednej:
to był miesiąc, w którym rozpoczęłam rok pracy nad sobą i modlitwy.
Zależało mi bardzo na tym, by zostać uwolnioną od ciągłego, uciążliwego szukania obiektu nieszczęśliwego zakochania. Zjawisko to mnie prześladowało i skupiało na sobie wielką część mojej aktywności życiowej.
Rok. Tyle trwała modlitwa i walka wewnętrzna.
Potem przyszedł moment, najgorętsza modlitwa w moim życiu, gdy poczułam się wolna.
Wolna, można powiedzieć, od władzy Id (tak, miałam dziś referat o Freudzie)
Poczułam, że mogę spełnić moje przeznaczenie, jakiekolwiek by ono nie było, jeśli tak ma być - do końca pod ramię tylko z Panem.
Potem był kolejny etap mojego życia, zaskakujący i tak nasycony.
Teraz jest następny.
Teraz jest czas, bym przypomniała sobie wartości, postanowienia i wytyczne z roku modlitwy. Tak bardzo trudno czasem jest zostawić etap życia, który już nie trwa dłużej i iść dalej, w nowym rozdziale, do przodu. Tak czasem trudno pamiętać, jaki się ma cel i jakim wartościom postanowiło się dochować wierności.
Jestem wolna, nie ma niczego, co by mnie niewoliło. Chyba, że moje własne czarne myśli, ale też nie muszą mieć one nade mną władzy.
Mam siłę od Niego, siłę i potencjał w środku.
Jak każdy.
Nie chcę go marnować.
Biorę swoje dłutko w dwie ręce i zanurzam w pniu czasu, może uda mi się sobą wyrzeźbić chociaż mały kwiatek.

Miałam dziś małe załamanie, nakrzyczałam w duszy na Tego-Tamtego: "czego ode mnie chcesz? po co mnie tu wciąż trzymasz? po co tyle razy dawałeś ten centymetr zapasu od śmierci? co mam zrobić, by mieć już ten wymarzony spokój? powiedz, bo już tracę cierpliwość!"
Ale minęło.
Nie ukrywam już nic przed Nim, ani przed ludźmi też nie za dużo.
Będzie co ma być, a ja chcę dać z siebie wszystko.

2 komentarze:

  1. U mnie to był rok 2006. Wtedy wszystko pomału zaczęło się zmieniać. I zmienia się nadal. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Coś w tym jest, w jesieni i w ogóle. U mnie wręcz identycznie, jesień 2006 (dokładnie listopad), wszystko się zaczęło i skończyło. Dwa lata później (to już koniec października), skończyło się to, do czego miałem ogromną nadzieję, choć wiedziałem, że się nie powiedzie. Co roku jesień przynosi nieoczekiwane zmiany, a rok 2006 był przełomem.
    Pozdrawiam ciepło
    MW

    OdpowiedzUsuń