Dziś było rozważanie o Izraelu w księdze Izajasza. Zainspirowały mnie w nim dwa wtrącone wątki.
Po pierwsze słowo: wizja.
Wielu ludzi mówi w dzisiejszych czasach, że ma jakąś wizję. Czy to w kwestii kościoła, czy w ogóle. Używa się tego sformułowania synonimicznie do wielkich planów i koncepcji.
Pierwotnie słowo to tyczyło się jakiegoś rodzaju objawienia o sprawach nadziemskich, w różnych kulturach i religiach. Miało w sobie coś z proroctwa. Dotykało spraw ważnych, wyjaśniało rzeczy niepojęte.
Czy nie powinno tak zostać? Czy przypisywanie swoim koncepcjom nie wiadomo jakiej rangi jest na miejscu?
Zbyt często powołujemy się, w intencji pobożności, na Boga. Stwierdzamy: On powiedział, On chciał. A czy to nie jest tak, że to my sobie coś chcemy i znajdujemy do tego 'znaki'?
Samozwańcze wizjonerstwo jest jak wróżenie z fusów.
Do naszych chęci nagle znajdujemy wyjątkową wartość, dopatrujemy się obietnic i zapowiedzi, że stanie się, jak chcemy.
A potem?
Wyrzuty w przestrzeń, że nie tak miało być, poczucie zawodu, wstyd.
Po co to wszystko?
Słowo-inspiracja drugie: dziękowanie.
Łatwo się mówi "dziękuję", gdy dostanie się coś miłego, czego się oczekiwało, o co się prosiło. Trochę trudniej, z mniejszym refleksem, dziękuje się zwykle za niespodziankę lub komplement. Chętnie dziękuje się,gdy czuje się szczęśliwym, radosnym, ma się poczucie, że coś się osiągnęło.
Czy jednak umiemy dziękować za doświadczenia trudne?
Czy umiemy dziękować za drobne pozytywy, kryjące się pośród pozornie wielkich i strasznych spraw?
Wierzący oczywiście zwracają się z dziękczynieniem, jak z prośbami, do Boga.
Postawa wdzięczności jest jednak pewnym sposobem na życie, zmieniającym bardzo dużo.
Jeśli człowiek ją opanuje, umie dostrzegać wartość w małych rzeczach i w sobie. Może osiągnąć wyższy poziom spokoju i radości w życiu.
Jesień to czas święta żniw, amerykańskiego święta dziękczynienia i żydowskiego święta szałasów. Jest to pora podsumowań i wdzięczności.
Może warto odkurzyć swoje trybiki w tej materii?
Pozdrawiam wszystkich, którzy myślą sobie teraz: ojej, z moim wizjonerstwem i wdzięcznością to trzeba coś zrobić. Ja sama waśnie tak myślę, notka ta jest pewnego rodzaju samokrytyką.
I co ja mogę więcej dopisać? Ja dziękuję Bogu za moje choróbsko, mimo że to brzmi dziwnie... Choć czasem jest dokuczliwe, to jednak przypomina mi o tym, z jakiego duchowego bagna mnie On wyciągnął.
OdpowiedzUsuń