Obj. 2:17
Kto ma uszy, niechaj słucha, co Duch mówi do zborów. Zwycięzcy dam nieco z manny ukrytej i kamyk dam mu biały, a na kamyku tym wypisane nowe imię, którego nikt nie zna, jak tylko ten, który je otrzymuje.
(BW)
Moja nastoletnia wyobraźnia karmiła się zawsze z lubością baśniami, naturalnie, jak u każdego dziecka przynajmniej przez jakiś czas. Z biegiem lat nie przeszło mi jednak za bardzo. Mimo że nauczyłam się zwykle odróżniać świat fikcyjny od rzeczywistego - upodobanie do magicznych rozwiązań w kontekście rzeczywistym nigdy mi nie przeszło, przynajmniej na poziomie upodobań czytelniczych i twórczych.
Stąd też krainy człekokształtnych o spiczastych uszach, fioletowych oczach i magicznych zdolnościach, dosiadających skrzydlatych wierzchowców, to norma moich snów i wyobrażeń.
W świecie fantastycznym wiele jest niesamowitych rzeczy. Poza światłami czarów niczym skrawkami zorzy polarnej i niespotykanymi dźwiękami o wielkiej mocy, w świecie moich wyobrażeń każde słowo, gest i symbol mają ogromną wagę i moc sprawczą, której nikt nie ignoruje. Zwyczajnie jeśli ktoś ich nie dostrzega bądź nie respektuje - nie ma jak przeżyć w tym świecie, poniekąd dzikim.
Ukryta manna. Czymże ona jest?
Naród izraelski był karmiony przez Boga manną na pustyni, jednak nikt z ludzi nie mógł jej gromadzić na zapas. Schowana do dzbanów nie nadawała się do niczego w krótkim czasie. Pan zsyłał każdego ranka tyle, by każdy mógł się nasycić.
Cudowny to pokarm. I czeka ukryty w dobrych do niego naczyniach na tych, którzy wierząc Panu oczekują spotkania z nim i zastanawiają się, jak owa strawa wygląda, jak smakuje, jak syci.
Jednak mojej wyobraźni ostatnio upodobał się dalszy fragment, nie tak oczywisty.
Mały, biały kamyk, na którym będzie moje nowe imię, wypisane ręką wolą Najwyższego, jedynie do mojej wiadomości.
Jakie to wspaniałe!
Od dzieciństwa marzyłam o jakimś niespotykanym imieniu, o pseudonimie, ktory mówiłby coś o mnie, który może byłby znany jedynie wybranym.
I olśniewa mnie nagle, że w momencie chrztu, nowych narodzin, Tata nadaje swojemu dziecku nowe imię, takie tylko od niego, specjalnie dla swojego nowego stworzenia.
Od urodzin czeka na chrześcijanina prezent, taka tajemnica przewiązana wstążką, aż do dnia osiągnięcia dojrzałości, spotkania twarzą w twarz z Nieogarnionym.
Po dziecięcemu zdaje mi się, że to po prostu miłość, że On czeka na każde swoje dziecko z przyszykowanym drobnym, tajemnym upominkiem, by dzielić z każdym z osobna słodki sekret wyjątkowego imienia.
Po nastoletniemu widzę już w swojej wyobraźni, że może ten kamyk jest lekko spłaszczony, obły, jajowaty w kształcie. Mieści się w zamkniętej dłoni. Ma mleczny, opalizujący srebrzyście kolor i wydaje się zwyczajnym kamykiem. A jak jego właściciel wpatruje się w ten delikatny błysk, przed jego oczami z wewnętrznej mgły wyłania się błękitny, świetlisty wyraz. Nowe imię.
Ach, to sam Pan Bóg wypisał to imię w kamyku swoim słowem.
Powiada się, że po charakterze pisma można poznać człowieka. Jakież te litery muszą być niewyobrażalne, skoro odzwierciedlają charakter Boga!
Gdyby tak przypadkiem ów kamyk dostał się w ręce bożego dziecka jeszcze tu, na ziemi, z pewnością byłby niebywałym artefaktem.
Nawet, gdyby nie posiadał żadnych nadnaturalnych mocy, bez wątpienia świecił by światłem nieba, tak innym od wszelkich świateł nam znanych.
Ale nie ma takiej opcji, upominek ten czeka...
Mam nadzieję, że będzie miał małą dziurkę, by dało się go nosić na rzemyku. Albo łańcuszku. Albo czymkolwiek, co tam będzie.
Skoro to czytasz możesz mieć pewność, że i Tobie życzę otrzymania kiedyś takiego niesamowitego prezentu.
Może nawet będziemy mieć okazję radośnie pokazać sobie nawzajem jak wyglądają nasze niepowtarzalne prezenty urodzinowe?
A to jeszcze nic, tyle wspaniałych rzeczy na nas tam czeka, tyle szczęścia..!
Czasem zadaję sobie pytanie, czy Izraelici na pustyni rozumieli to, co robił dla nich Bóg Ojciec. I niekiedy dochodzę do wniosku, że chyba nie bardzo, skoro co rusz się buntowali i szemrali. Obyśmy nigdy nie popełnili tego samego błędu, ale niestety, zbyt dużo było buntów w historii... Chyba dopiero w Nowym Jeruzalem odpoczniemy. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuń